Od trzech lat to samowola budowlana.
Już ponad 11 lat pośrodku placu Narutowicza stoi „grzyb”. Lokal, założony przez ochockiego radnego PO Tomasza Cwyla, przez lata oficjalnie firmowała jego matka, a od 2020 roku jego syn.
Pozwolenie na użytkowanie lokalu wygasło z końcem 2018 roku, a dzierżawy terenu z końcem 2020 roku. Od tamtej pory lokal jest samowolą budowlaną. Właściciele bezumownie zajmują szalet należący do dzielnicy oraz fragment pasa drogowego ZDM.
Obecne władze Ochoty, zamiast dążyć do likwidacji „grzyba”, nie oponują wobec pozorowania działań przez właścicieli, którzy starają się sztucznie przedłużyć dawno rozstrzygnięty spór prawny i tym samym funkcjonowanie lokalu. Mimo że sprawa przeszła już całą procedurę odwoławczą, a wnioski właścicieli zostały prawomocnie odrzucone.
Plastikowy pawilon (nazwa katalogowa: „arena Empiro”) ustawiono pośrodku placu Narutowicza na podstawie pozwolenia na budowę z lutego 2009 roku. Obiekt znajduje się nad przedwojenną jeszcze toaletą podziemną, należącą do dzielnicy, a częściowo na gruncie, którym zarządza Zarząd Dróg Miejskich Warszawa. Istnienie lokalu w tym miejscu wymaga zgody obu tych miejskich jednostek na wydzierżawienie terenu. (Dodatkowo umowa z Ochotą przewiduje, że szalet ma być udostępniany bezpłatnie wszystkim chętnym, niekoniecznie klientom).
Lokal został otwarty wkrótce po wyborach samorządowych jesienią 2010 roku. Czy każdy przedsiębiorca dostałby tak atrakcyjną lokalizację dla swojego biznesu – w samym sercu Ochoty? Radny nie powinien korzystać z miejskiego majątku. Chociaż sam pierwotnie wystąpił o pozwolenie na budowę, to szybko (jak sam to określił) „wypisał się ze spółki” i przekazał ją swojej matce. Ten formalny trik to oczywista kpina z procedur i uczciwości, szczególnie że radny (w przeciwieństwie do swojej matki) jest widywany w lokalu regularnie.
Lokal od razu spotkał się z negatywnym odbiorem ochocian. Od swojego kształtu i estetyki, nielicującej z zabytkowym otoczeniem, został przezwany „grzybem”. W tej sprawie pisano petycje, interweniowała nasza ówczesna radna Ingeborga Janikowska-Lipszyc – wszystko na próżno. Wpływy radnego PO były silniejsze. Z początku można było jeszcze liczyć, że lokal wkrótce zniknie, bo wtedy ratusz zaczął planować przebudowę placu Narutowicza. Z kolei w 2012 roku okolica „wzbogaciła się” o kolejną makabryłę: dom pogrzebowy, w cieniu którego „grzyb” robił już nieco mniejsze wrażenie.
Zresztą z założenia miała to być lokalizacja tymczasowa i taki też obiekt. Pierwotne pozwolenie obowiązywało do końca 2013 roku. Ale na miesiąc przed wygaśnięciem zgoda na użytkowanie lokalu została przedłużona aż o kolejne 5 lat, do końca 2018 roku. Ówczesne władze dzielnicy z PO i SLD podkreślały przy tym, że rozbiórka „grzyba” będzie konieczna, aby rozpocząć rewitalizację placu, tę jednak wciąż odwlekano.
Wiosną 2018 roku właściciele (tym razem ponownie radny Cwyl) wystąpili o ponowne przedłużenie zgody na istnienie lokalu na placu, wnioskując o nowe warunki zabudowy dla istniejącego już od 8 lat obiektu. Urząd dzielnicy zawiesił wtedy postępowanie, motywując to toczącymi się pracami nad planem miejscowym dla tego rejonu. Gdy uchwalenie planu przez radę miasta opóźniało się, procedurę wznowiono i w maju 2019 roku wydano właścicielom lokalu decyzję odmowną.
Właściciele (tu w tej roli wystąpił syn radnego) zaskarżyli decyzję dzielnicy do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. SKO w maju 2020 roku przyznało rację władzom Ochoty. Właściciele „grzyba” nie odwołali się do sądu administracyjnego i decyzja stała się prawomocna. Tym samym wyczerpano możliwości ubiegania się o ponowne zalegalizowanie lokalu. Ale właściciele zdawali się tego nie dostrzegać, kontynuując dotychczasową działalność.
Przed gwiazdką 2020 ówczesna nasza wiceburmistrzyni Maryjka Środoń przypomniała im, że z końcem roku wygasa dzierżawa dzielnicowej toalety, a obiekt od 2 lat nie ma pozwolenia na użytkowanie i powinien zostać rozebrany. Także to pismo zostało zignorowane przez właścicieli „grzyba”, którzy tymczasem zwrócili się do ZDM o przedłużenie dzierżawy jego części gruntu. Dzielnica negatywnie zaopiniowała ten wniosek, a ZDM odmówił dalszego wydzierżawiania terenu.
Jeszcze na początku kwietnia 2021 roku wiceburmistrzyni Środoń wezwała właścicieli do demontażu nielegalnej „areny Empiro”. Formalnie stanowiło to wstęp do postępowania egzekucyjnego, które powinny wszcząć władze dzielnicy. Jednak wkrótce nastąpiła zmiana u steru, a nowi burmistrzowie nie kontynuowali upominania się o zwolnienie terenu i zwrot własności dzielnicy.
Od maja 2021 roku ZDM kontynuował więc udostępnianie swojego terenu właścicielom „grzyba” w formie zgody na zajęcie pasa drogowego, wydając miesięczne zgody (w większości z mocą wsteczną za parę minionych miesięcy). Opiniując je na prośbę ZDM, nowy burmistrz Sławomir Umiński (warszawski PiS) skrzętnie przemilczał, że zgoda na użytkowanie „grzyba” wygasła i z końcem 2018 roku stał się on samowolą budowlaną. Poczuwszy znów wiatr w żaglach, właściciele lokalu spróbowali pójść dalej. Syn radnego Cwyla wystąpił latem o kolejną nowelizację warunków zabudowy z 2009 roku, a także o nową dzierżawę dzielnicowego szaletu od ZGN na lata 2021-2023. Tego pierwszego ochocki urząd mu odmówił, ale w drugiej sprawie opinię – jednobrzmiącą z wcześniejszą opinią burmistrza Umińskiego – podpisał wiceburmistrz Grzegorz Wysocki. Co ciekawe, radny został usunięty ostatnio z PO za wspieranie w głosowaniach na radzie dzielnicy nowej koalicji PiS-ZzO.
Co jeszcze bardziej komiczne, właściciele „grzyba” (z kolei w osobie matki radnego) we wrześniu 2021 roku złożyli do urzędu „pismo o znamionach zażalenia” na kolejną odmowę kolejnej zmiany decyzji sprzed 12 lat. Dzielnica przesłała to pismo do SKO, które jednak odrzuciło skargę z powodów formalnych (niedotrzymanie terminu na złożenie odwołania). Właściciele odwołali na od tej decyzji SKO do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, gdzie sprawa czeka na rozpatrzenie od grudnia 2021 roku. Proces może potrwać kolejnych parę lat.
Pisma zatem krążą, a tymczasem „grzyb” nadal bezumownie zajmuje podziemną toaletę i teren nad nią, należące do dzielnicy. Według informacji ZGN z początku października, właścicielom są za to naliczane opłaty karne. W październiku także teren pasa drogowego ZDM był zajmowany przez lokal nielegalnie (mogło to później zostać kolejny raz wstecznie „naprostowane”).
Podsumowując: w świetle prawa budowlanego „grzyb” to obecnie samowola, stojąca na terenie należącym do dwóch jednostek miejskich (dzielnicy i ZDM). Nie wiemy, czy kary za to są uiszczane przez właścicieli lokalu. Nie wiemy też, jak długo obecne władze dzielnicy zamierzają tolerować tę patologiczną sytuację.
Ta „bezumownie zajmowana toaleta” długie lata przed powstaniem grzybka została zamknięta na głucho z powodu stanu absolutnej ruiny. Miasto jakoś nie miało chęci o nią dbać, teraz nagle sobie przypomniało o własności. Komu obiecano teren?
Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi. Nie byłoby sprawy, gdyby właścicielem lokalu był pisowiec.