„Wybuch Powstania zastał mnie na placu Narutowicza. […] Pamiętam doskonale. Była wtedy taka duszna pogoda, dosyć [mocne] słońce, po tym bardzo mglistym poranku. Później zrobiła się pogoda. Było gorąco, parno. Ja byłem na placu Narutowicza i posłyszałem wybuchy i ponieważ w lipcu przed Powstaniem było słychać działania wojenne na froncie wschodnim, było bardzo dobrze słychać, coraz bliżej, coraz bliżej, to się mówiło: «Lada moment ruscy wejdą». Później to wszystko ucichło trochę, oddaliło się. Oni dostali «w kuchnie», jak się później dowiedzieliśmy. Niemcy ich odsunęli. To był okres, kiedy ta ucieczka Niemców się skończyła na zachód i zaczęło się [zmieniać]. Już nowe wojska weszły do Warszawy i szły na wschód. Jak ja posłyszałem na placu Narutowicza, nie skojarzyłem w pierwszym momencie, że to już się zaczęło. To znowu ruscy są blisko? Już po trzech, czterech wybuchach mówię: «Aha, to znaczy, że się zaczęło Powstanie». Wtedy jakoś tak opłotkami, z tyłu Langiewicza, nie Langiewicza, tylko Dantyszka, i zdążyłem na Filtrową do domu. Wtedy na Filtrowej zatrzymał się tramwaj pełen ludzi, tak że od razu zrobiło się duże zamieszanie, tych ludzi trzeba było zagospodarować. Tak to się zaczęło to Powstanie.”
Fragment wspomnień 14-letniego wówczas Ryszarda Czarneckiego, syna oficera WIG z domu przy Filtrowej 61, ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego, całość tu: https://www.1944.pl/archiwum-hi…/ryszard-czarnecki,3087.html
Na zdjęciu plac Narutowicza około 1940 roku, źródło: Fotopolska.eu